Droga do stolicy Dolnego Śląska była dość długa, ale upływała w przyjemnej atmosferze, chociaż z obawą o pogodę, ponieważ za oknem mżyło.
Gdy dotarliśmy do Wrocławia, pogoda poprawiła się. Mogliśmy bez przeszkód zwiedzać to piękne miasto. Obejrzeliśmy Panoramę Racławicką – niezwykły obraz namalowany przez 9 malarzy. Ogromne rozmiary płótna (120 m długości, 5 wysokości), odpowiednie ustawienie świateł oraz rekwizyty sprawiły, że przenieśliśmy się na pole bitwy.
Następnie spacerowaliśmy po Starym Mieście i Ostrowiu Tumskim. Oglądaliśmy piękne gotyckie kościoły, kolorowe kamienice z niezwykłymi zdobieniami, a także szukaliśmy krasnali.
Na rynku wstąpiliśmy do Muzeum Pana Tadeusza, które dzięki multimedialnej wystawie przeniosło nas do czasów dworków, szlachty ubranej w kontusze i pięknych przedmiotów codziennego użytku. Obejrzeliśmy również wystawę „Misja: Polska”, która pokazywała historię naszej ojczyzny w XX wieku przez pryzmat losów Jana Nowaka – Jeziorańskiego i Władysława Bartoszewskiego.
Po tak długim i forsownym spacerze chętnie zjedliśmy obiado – kolację. Apetyt dopisał wszystkim – nikt nie grymasił, wielu chętnych zgłosiło się po repetę. Wieczór upłynął bardzo pradośnie - na wspólnych grach, zabawach i rozmowach.
Następny dzień to zwiedzanie ogrodu japońskiego, podziwianie fontann obok Hali Stulecia oraz wizyta w zoo.
Mimo pochmurnej pogody, ogród japoński wyglądał pięknie. Drzewa i krzewy mieniły się barwami jesieni, a wijące się alejki zachęcały do dalszych wędrówek.
Z dużą ciekawością poszliśmy do słynnego wrocławskiego zoo. W Afrykarium mogliśmy podziwiać 19 ogromnych akwariów pełnych egzotycznych ryb, pingwinów bawiących się w wodzie, ogromnych płaszczek. Spacerowaliśmy szklanym tunelem, a nad nami przepływały ogromne żółwie. Widzieliśmy również uroczą rodzinę hipopotamów. W pozostałej części zoo było również wiele atrakcji. Podziwiając wiele gatunków zwierząt z różnych zakątków świata, nie odczuwaliśmy ograniczeń ogrodu zoologicznego. W niektórych pawilonach zwierzęta mogły poruszać się swobodnie – nad naszymi głowami wisiały śpiące leniwce, którym zupełnie nie przeszkadzały śmiechy dzieci.
Wracaliśmy do Krakowa zmęczeni, ale w świetnych humorach. Kto wie, może kiedyś znowu odwiedzimy Wrocław?